Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/247

Ta strona została przepisana.

ka pierwszorzędnego specyalisty, który może uczyni ten cud...
— Więc pozostaje jeszcze promyk nadziei?..
— Nadziei bardzo słabej.. Dałby Bóg, ażeby nie spełzła na niczem.
Z merostwa przyniesiono lektykę.
Włożono w nią biedne ciało nieruchome i udano się w drogę do szpitala.
Martę plączącą rzewnie, Magloire zaprowadził do restauracyi pani Aubin.
Nikt nie myślał o spaniu. Oczekiwano wiadomości, które przechodzący przynosili co chwila.
Na widok wchodzącego Magloira, który trzymał dziewczynkę za rękę, pani Aubin i jej służące drgnęły.
— Co z Weroniką ~ zapytała restauratorka.
— Ranna — odpowiedział kataryniarz.
— Niebezpiecznie?
— Są obawy...
— A! biedna pani Sollier!.. Biedna mała Marta!..
— Panią Weronikę przeniosą do szpitala — podchwycił kataryniarz — trzeba przygotować łóżko dla dziecka, położyć je spać i czuwać nad niem...
— Zaraz.
Marta jakby straciła przytomność, tak zdawała się wyczerpaną.
Marya wzięła ją na ręce i przy pomocy Katarzyny przeniosła do swego pokoju i tam ją położyła na łóżku.
Magloire natychmiast wyszedł, śpiesząc do palącej się fabryki.