Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/249

Ta strona została skorygowana.

Odgłosy alarmu i pożarne zwiększały się i dolatywały go ze wszech stron?
On dalej mknął błyskawicznie, z szybkością trzydziestu wiorst na godzinę.
Ziemia zmarznięta, twarda jak plac cyklodromu, ułatwiała tę szybkość.
Wkrótce dostał się na drogę do Bourget.
Była godzina zaledwie jedenasta.
Nędznik miał jeszcze czas zdążyć na pociąg, którym jechać był winien do Brukselli, a ztamtąd do Niemiec.
O wpół do pierwszej przejeżdżał już przez Louvres.
O pierwszej znajdował się tuż przy Survilliers i zapuszczał się na drogę, prowadzącą wprost na dworzec kolejowy, w którym światła błyszczały wśród nocy.
Na lewo wznosił się lasek.
Nadeszła chwila pozbycia się roweru.
Machinę pozostawił w lasku, a sam pieszo udał się na stacyę z przewieszoną przez plecy torbą, w której się mieściły, oprócz pieniędzy skradzionych Ryszardowi, trzy kroć tysięcy franków, przeznaczone Marcie, córce Gabryela Savanne.
Zegar na dworcu wskazywał dziesięć minut na drugą.
Pociąg do Brukselli miał nadejść za ośm minut.
Kasa była otwarta.
Robert zażądał biletu pierwszej klasy do Brukselli.
Rzecz pewna, że podczas tej nocnej podróży, odbytej z taką szybkością i powodzeniem, bratobójca pomyślał nieraz o potrójnej zbrodni popełnionej: kradzieży, pożarze, zabójstwie.