bardzo trudne. Zapewne i panu nie uda się odnaleźć tych, których ja daremnie szukałam.
— Kto wie? — wyszeptał doktór.
Germana podchwyciła:.
— Wreszcie, jeżeli pańskie poszukiwania pozostaną bez skutku, jeżeli umrę, zanim odnajdziesz moją matkę, lub ojca niegodnego mej Marty, co się stanie z moją córką?.. Nie odpowiedziałeś jeszcze, doktorze, na to moje pytanie.
— Nie kłopocz się wcale o Martę, moje biedne dziecko — odparł pan Bordot. — Za mojem staraniem Dobroczynność Publiczna zajmie się nią, wychowa, nauczy pracować i mieć ją będzie pod swą opieką aż do pełnoletności..
Kiedy doktór to mówił, żywy płomień zajaśniał na twarzy umierającej, czytać się dała wielka radość.
— Więc to prawda?.. — wyjąkała. — Utrzymujesz pan, że moja droga dziecina nie pozostanie opuszczoną?
— Tak.
— Przysięgasz mi to pan?
— Przysięgam!
— O! dzięki! dzięki! Sprawiłeś mi pan wielką pociechę... Teraz umrę spokojniejszą... nie umrę zrozpaczoną.
I Germana opuściła w tył głowę, przymknęła oczy, a łzy płynęły jej po twarzy.
Biedna Germana!
Zapewne wina jej była wielka, ale jakże straszliwa kara!
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/25
Ta strona została skorygowana.