Naczelnik policyi śledczej, otrzymawszy zawiadomień nie od komisarza, za pośrednictwem, jak wiadomo, wysłanego agenta, natychmiast udał się do prokuratora.
Prokurator rzeczypospolitej mieszkał na bulwarze Saint-Germain.
Było u prokuratora przyjęcie noworoczne — wieczór.
Okna pierwszego piętra, zajmowanego w całości przez wysokiego urzędnika, jaśniały rzęsistem światłem.
Kilka karet i dorożek stało przed domem.
Na progu przedpokoju, od którego drzwi były otwarte na rozcież, znajdował się lokaj, znający wybornie naczelnika policyi śledczej.
— Proszę uprzedzić pana prokuratora, że muszę z nim widzieć się natychmiast... interes pilny.
— Idę... — odparł lokaj z ukłonem.
W tejże właśnie chwili prokurator wszedł do przedpokoju, odprowadzając jednego z przyjaciół.
Zobaczywszy naczelnika, urzędnik zrozumiał, że niezawodnie ważny wyjątkowo powód usprawiedliwia tę wizytę nocną.
— Proszę pana do mego gabinetu — rzekł do naczelnika — a ja zaraz przyjdę.
Rzeczywiście przyszedł po paru minutach i bez żadnego wstępu zapytał:
— Co się dzieje?
— Ta notatka pana objaśni.
I naczelnik policyi podał notatnik, skreślony w tych słowach przez komisarza z Saint-Ouen:
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/251
Ta strona została skorygowana.
XXXVI.