Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/253

Ta strona została skorygowana.

Daniel Savanne poznał go po głosie i otworzył sam.
— Co się stało? — zawołał.
— Sprawa pilna!.. Pan prokurator czeka na pana przed domem w dorożce.
— Zaraz się ubiorę i pójdę... Racz go pan poprosić, ażeby chwilę był cierpliwym.
Rzeczywiście po bardzo krótkim czasie Daniel Savanne wyszedł na ulicę.
— Przebacz mi, kochany kolego, że ci zakłócam spoczynek — odezwał się doń prokurator — ale chodzi o sprawę strasznie ważną, a okoliczności szczególne czynią niezbędnym twój udział w śledztwie... Racz więc usiąść przy mnie.
Daniel Savanne wsiadł do dorożki na cztery osoby, gdzie się znajdował już prokurator i naczelnik policyi.
Powóz skierował się ku Saint-Ouen.
— A teraz — zagadnął sędzia śledczy — pozwól pan, że go zapytam, o co chodzi?
— Wydarzyła się potrójna zbrodnia, kradzież, pożar i morderstwo. Przed godziną zostałem uprzedzony o tem przez komisarza policyi z Saint-Ouen.
Daniel Savanne, usłyszawszy ostatnie słowa, nie mógł powstrzymać się od drgnięcia.
— Więc to do Sain-Ouen jedziemy? — zawołał.
— Tak. Wiem, że pan bardzo dobrze znasz pana Ryszarda Verniere, bogatego przemysłowca, którego fabryki znajdują się w tej miejscowości.
Żywy niepokój ogarnął Daniela Savanne.
— Rzeczywiście znam go bardzo dobrze — odpowiedział. — Przypominam, że miał zaszczyt spotkać się