Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/264

Ta strona została przepisana.

— Nie mam rodziny; nie mając nikogo do odwiedzenia przy dniu nowego roku, przepędziłem cały dzień u mej gospodyni, w jej restauracyi, gdzie jadłem śniadanie, jak zwykle... Wieczorem pani Aubin zaprosiła mnie na obiad do siebie wraz z panią Weroniką, odźwierną fabryczną.
— Przepędziłeś pan wieczór z panią Weroniką! — krzyknął Daniel, przerywając Klaudyuszowi.
— Tak, panie, wraz z jej wnuczką i Magloirem.
— Co to za jeden?
— Kataryniarz, dawny żołnierz, który stracił rękę podczas wyprawy w Tonkinie, przyjaciel pani Weroniki... Zacny i godny chłopiec, klient pani Aubin, która go bardzo poważa. Byłem trochę cierpiący... Początek migreny, bo wypiłem trochę więcej niż zwykle, przy dniu nowego roku. O godzinie dziewiątej opuściłem zebranie, ażeby odpocząć...
Wróciłem do swego pokoju i położyłem się, ale nie mogłem zasnąć. Nagle okno, naprzeciw mego łóżka, oświetliło się czerwonym blaskiem. Niespokojny, ’wstałem i wyjrzałem. Spostrzegłem fabrykę w ogniu.
Ubrałem się spiesznie, jak szalony pobiegłem do restauracyi, gdzie Magloire znajdował się jeszcze, jak kilku innych gości, powiedziałem im, co się dzieje, i pociągnąłem z sobą na ulicę Hordoin.
— Która godzina wtedy była? — zapytał sędzia śledczy.
— Kwadrans na jedenastą...
— Czy Weroniki nie było już wtedy u pańskiej gospodyni w towarzystwie kataryniarza Magloira?