— O kogo panu chodzi?
— Czy pani Sollier... — wyjąkał marynarz.
— Pani Sollier? Nie znam...
— To niepodobna...
Odźwierny jakby badał swą pamięć.
— A... a... — rzekł po chwili. — Wdowa Sollier, czy to nie ta dzielna kobieta, która tu była odźwierną przed siedmiu czy ośmiu laty?
— Tak.
— O! dawno już jej tu niema... Ja już jestem zrzędu trzecim odźwiernym od tego czasu.
Widoczna bladość ogarnęła opaloną twarz marynarza.
— Czy mógłby mi pan dać jej adres obecny? — zapytał głosem niepewnym.
— Z przyjemnośoią, gdybym wiedział... Ale nie wiem wcale, co się stało z wdową Sollier. Słyszałem o niej trochę z powodu jej córki, która podobno drapnęła z jakimś facetem... O! to rzecz powszednia... zdarza się to codzień... Tylko w tym domu porządnym to był skandal... Ja jestem odźwiernym dopiero od dwóch lat.
Oficer wydawał się zgnębionym.
— A — wyjąkał — czyś pan nic również nie słyszał i o córce?
— Nic!.. Ale, skoro tak zaczęła, musiała już daleko zajść!..
Przybysz postał chwilę zamyślony, pod wpływem gwałtownego wzruszenia, którego nie był w stanie powściągnąć. Dwie łzy grube potoczyły się po jego policzkach barwy bronzowej.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/28
Ta strona została skorygowana.