Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/294

Ta strona została przepisana.

— Wybacz, panie Prieur — odparł majster — ale i ja wiedziałem...
— W jaki sposób?
— Sam mi pan powiedziałeś.
— Ja?!
— O! tak, pan!.. W sohotę wieczorem, kiedy mi pan wręczyłeś fundusz na listę płacy dla podwładnych mi robotników, bardzo byłeś pan uradowany... Ja zapytałem wtedy pana o powód. Pan zaś odpowiedziałeś mi mniej więcej w ten sposób: Bo, cieszę się bardzo! I jest z czego! Mamy z końcem roku wpływów przeszło na pięćset tysięcy franków.
— To prawda! — wyszeptał Prieur. — Teraz przypominam to sobie.
Odpowiedzi Klaudyusza dla sędziego śledczego były tak jasne, tak stanowcze i tak napozór uczciwe, że go ocaliły.
Rozwiały się mętne podejrzenia, jakie względem niego powstały w umyśle Daniela Savanne i naczelnika policyi.
— Gdyby ten człowiek był winowajcą lub wspólnikiem — pomyśleli obaj urzędnicy — powikłałby się w odpowiedziach i szukałby wybiegów, nie wypowiadałby się tak jasno, tak zrozumiale, a zwłaszcza nie byłby oświadczył, że wie, jak ogromna suma znajdowała się w kasie jego pryncypała.
Odtąd już nie miano co do niego wątpliwości.
— To dobrze — rzekł doń Daniel Savanne — gdy usuną gruzy, zbadamy razem z panem tę kasę.
Klaudyusz Grivot oddalił się.