Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/298

Ta strona została skorygowana.

— Panów prosiłbym pozostać do mego rozporządzenia przez dni kilka jeszcze. Otrzymacie panowie miesięczną pensyę.
— O! co do tego, ani grosza! — odparł żywo Grivot. — Pryncypał był zbyt wspaniałomyślnym dla mnie, ażebym nie miał panu poświęcić, przez pamięć na niego, całego czasu, jaki pan zechcesz...
— Ja tak samo powiem, jak pan Grivot — rzekł kasyer — ani grosza; cały jestem na usługi pańskie.
Daniel Savanne uścisnął ręce obu i bardzo wzruszony wyszeptał:
— W imieniu zmarłego dziękuję panom!..
Potem spojrzał dokoła siebie.
Myślał o synowcu Henryku, do którego telegrafował, i zapytywał sam siebie:
— Dlaczego nie przychodzi?
Właśnie w tejże chwili, gdy zadawał sobie to pytanie z pewnym niepokojem, przybył młodzieniec z twarzą bladą, rysami zmienionemi i wobec dymiących zgliszczy stanął jakby osłupiały.
Daniel postąpił kilka kroków na jego spotkanie.
— Mój Boże! co się to stało? — wyjąkał Henryk Savanne głosem ledwie zrozumiałym.
— Pożar...
— Tak, widzę, ale nie po to, mój stryju, przyjechałeś tej nocy...
— Nasz przyjaciel Ryszard... — zaczął Daniel.
Nie był w stanie dokończyć.
Łzy go dusiły.