Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/300

Ta strona została przepisana.

Na te ostatnie wyrazy Daniel drgnął.
— Coś powiedział, moje dziecko? — zapytał, pomagając młodzieńcowi podnieść się.
— Prawdę — odpowiedział ze wzrastającem wzruszeniem. — Mojem najdroższem marzeniem było zostać synem tego zacnego człowieka, który jest tu nieżywy, i nie może już mnie słyszeć i nie może już dać mi swej córki!..
— Więc kochasz Alinę?
— Z całego serca, ze wszystkich sił moich i to oddawna.
— Żałoba, która na nią spada, jest bolesna, ależ nie może całkiem zniszczyć twoich marzeń o przyszłości.
— Alboż Alina, która uwielbiała ojca, zdolna będzie przenieść taki cios?.. Czy sama nie umrze, dowiadując się o jego śmierci?..
— Uspokój się, moje dziecko, i nie patrz w przyszłość tak czarno... My będziemy tam, ażeby goić jej straszną ranę... czuwać będziemy nad nią i pocieszać.
— Któż się podejmie powiedzieć jej całą prawdę?
— Ty, moje dziecko.
— Ja?.. — zawołał Henryk z przerażeniem.
— Tak... Dlatego właśnie, że ją kochasz... Porozumiesz się z Matyldą i oboje z całą delikatnością dacie jej poznać nieszczęście...
— Ha! dobrze... — wyrzekł Henryk z wysiłkiem. — Ale czy przynajmniej pomścisz go?..
— O! do tego użyję całej energii...
— Czy znasz, stryju, mordercę?