Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/312

Ta strona została przepisana.

Spojrzała kolejno na Henryka i Matyldę i, wyciągagając do niej ręce, zawołała:
— Mój ojcze!.. mój ojcze!..
Matylda objęła ją i przytuliła do serca, sama jednak nie mając mocy, ażeby przemówić, wybuchnęła płaczem.
Alina coraz bardziej odzyskiwała pamięć.
— Ojciec mój umarł!.. ojciec umarł!.. Henryk to ci mówił, a ja słyszałam... Umarł zamordowany... Nędznicy zabili mego ojca!.. Mój ojciec umarł!.. Umarł!..
Przeciągłym jękiem wezbrała pierś sieroty a z oczu jej trysnął strumień łez.
Doktór Arnauld przewidział ten atak nerwowy, ale był on jeszcze gwałtowniejszy, niż przypuszczał.
Wobec rozpaczy przyjaciółki, Matylda nie była w stanie zapanować nad własnem zmartwieniem, i przez kilka chwil dziewczyny młode, łącząc swe płacze i jęki żałosne, przedstawiały widok wzruszający, który rozdzierał, serce Henrykowi Savanne.
Daremnie Matylda szukała słów, zdań, ażeby pocieszyć zrozpaczone dziecko... Nie znajdowała ich wcale.
Nagle Alina ruchem gwałtownym schwyciła dłoń Matyldy:
— Chcę wiedzieć, kto zabił mego ojca? — rzekła do niej. — Jak się nazywa?.. Czy jest w więzieniu?.. Wszak życiem przypłaci za życie mego ojca!.. Ale mówcie!.. Dlaczego milczycie?!. Mówcie! Odpowiadajcie mi!..
Henryk zabrał głos.
Wyjąkał: