w dziennikach rannych. I po dojrzałym namyśle zapytał sam siebie, czy nie popełnił grubej omyłki, oskarżając brata Ryszarda Verniere.
Mówiono o kilku mordercach, a przynajmniej dwóch.
Owo Schultz zadawał sobie pytanie:
— Jakich wspólników mógłby był Robert znaleźć tak prędko w Paryżu, który opuścił od tak dawna i nie utrzymywał żadnych tu stosunków.
Gdyby był działał, byłby działał sam, korzystając ze sposobności nastręczającej się przypadkiem
Ależ, gdyby doktór O’Brien był znał Klaudyusza Grivot, to widząc jego nazwisko, wymienione jako głównego majstra fabryki w Saint-Ouen, przypuściłby możność porozumienia się między nim i Robertem, coby go było utwierdziło w pierwszych domysłach.
Ale Grivot, jakkolwiek ogołocony z wszelkich skrupułów, nie czuł się usposobionym do pozostania szpiegiem pruskim, i nazwisko jego nie było zapisane wśród bezkrajowców, którzy zwiedzali Francyę.
Baron więc nie mógł niczem związać ze sprawą w Saint-Ouen i za wspólnika Roberta poczytywać, tego Klaudyusza Grivot, który przeszło od dwóch lat obmyślał nie zabójstwo Ryszarda Verniere i pożar fabryki, lecz okradzenie kasy.
Morderstwo i pożar — jak wiemy — wynikły z przyczyn zupełnie przypadkowych.
Pomimo to dygnitarz niemiecki jeszcze niezupełnie wyrzekł się swoich przypuszczeń.
Mówił do siebie:
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/320
Ta strona została przepisana.