Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/325

Ta strona została przepisana.

chiny, materyały, nic nie było ubezpieczone... banknoty i pieniądze w kasie spaliły się lub zostały skradzione i cały majątek pana Verniere — jak oświadczył kasyer — składa się zaledwie z jakich dwudziestu tysięcy franków... ani myśleć o odzyskaniu pieniędzy z tego kwitu.
A pieniądze te zapewne złożył jej ojciec, niema pod tym względem wcale wątpliwości; ojciec, na którego niema już co liczyć, jak mi powiedziała pani Sollier, i jego nazwisko ma pozostać w tajemnicy... Zapewne on jest żonaty i ma inne dzieci...
Biedna Marta, co się z nią stanie, jeżeli jej poczciwa babka umrze?..
Magloire zamyślił się, poczem podchwycił:
— Co się z nią stanie? będzie z niej uczciwa dziewczyna... uczciwa kobieta... Bo ja ją wychowam sam.
Mogę zarabiać na swe życie, mogę utrzymywać starą matkę, mogę nadto pomagać biedakom... Ha! w razie konieczności, będę im dawał trochę mniej, ale Marta mnie nie opuści... Będzie moją córką, a ja z niej uczynię dziecko, godne swego ojca, Magloira.
No, w każdym razie trzeba schować ten kwit... A teraz pomyślmy o... breloku...
To mówiąc, kataryniarz wziął brelok, pochodzący od łańcuszka zegarkowego Roberta Verniere a pozostały w ręku pani Sollier, gdy walczyła z mordercą.
Przyjrzał mu się z większą niż przedtem uwagą.
— To cacko musi mieć sporą wartość — rzekł następnie — to niezawodnie majstersztyk... Ja się na tem znam, jako dawny grawer... a ten szmaragd wart jest dużo pieniędzy... Ładna z niego pamiątka... z wyrytemi