Cyfra, zapowiedziana przez Klaudyusza Grivot, była zupełnie dokładną.
Pięćset pięćdziesiąt dwa tysiące i kilkaset franków.
Sprawdził wszystko, wszystko obliczył i dodał.
Pakiet, noszący na kopercie napis: Depozyt Gabryela Savanne ściągnął jego uwagę.
Dotąd nie przywiązywał doń wielkiego znaczenia.
Mogły to być papiery cenne dla deponującego, lecz bez wartości dla niego.
Wreszcie otworzył kopertę.
Radość jego wyrównała zdziwieniu.
Banknoty jeszcze, jeszcze!
Przeliczył trzydzieści paczek, po dziesięć każda.
Trzykroć stotysięcy franków!
Z pieniędzmi Ryszarda Verniere stanowiło to ogółem przeszło ośmkroć sto tysięcy franków. Prawie milion.
W ciągu kilku sekund doznał zawrotu.
Wszystko to należało do niego.
Klaudyusz Grivot był w tej chwili daleko od jego myśli.
Ale przypomniał mu się niebawem.
Miał wspólnika!
Wspólnika, który zgłosi się wkrótce, upominając się o część skradzionego majątku! Wspólnika, na którego łasce znajduje się, który jednem słowem może go zgubić i któryby się nie zawahał tego uczynić, gdyby mu się sprzeniewierzył.
Jak przypuszczał był majster na chwilę, przyszła mu myśl nie wracać do Berlina, lecz uciekać do Londynu, potem do Ameryki, jednem słowem zniknąć.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/328
Ta strona została przepisana.