Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/329

Ta strona została przepisana.

Lecz myśl ta tylko przebiegła przez jego umysł.
Znał on dobrze siłę woli, niezachwianą wytrwałość majstra... Wiedział, że Klaudyusz Grivot ścigałby go wszędzie; bez przerwy, bez zniechęcenia, i wkrótceby go dogonił.
Zdecydował się też natychmiast.
— A więc — rzekł, chowając wszystkie paczki i rulony złota do torby — skoro trzeba, dam mu jego część, ale moja będzie większą... Klaudyusz nie wie z pewnością o depozycie trzykroć stu tysięcy franków, złożonym przez Gabryela Savanne, a ja nie będę o tyle głupim, ażebym mu to wyjaśnił?
Wkrótce myśli jego przybrały inny kierunek.
Myślał o przebyciu granicy.
Ażeby uniknąć tego niebezpiecznego przejścia, dałby był wiele, ale wysiąść na przedostatniej stacyi francuskiej, ażeby pieszo przedostać się do stacyi belgijskiej, toby go zanadto opóźniło. Chciałby pojechać do Berlina, o ile można najwcześniej, umieścić swój majątek w miejscu pewnem i schować go, aż do dnia, kiedyby mógł zużytkować go, bez obawy obudzenia podejrzeń.
— Jeżeli pojadę z Brukselli do Hamburga — rzekł do siebie nędznik — stracę blisko dwanaście godzin... Nie będę się więc trzymał marszruty, skreślonej przez Klaudyusza... W Brukselli wsiądę na kuryer, który mnie zawiezie do Kolonii, a ztamtąd do Berlina. W ten sposób zaledwie w dwadzieścia minut przybędę później po pociągu, którym powinienem był jechać z Paryża wczoraj wieczorem i który wiezie moje walizy...