Po wyzdrowieniu, ale niezmiernie osłabiona, wyszła ze szpitala, zabrała dziecko, podczas jej choroby umieszczone w dobroczynnym „żłobku“. Pieniądze, które pozostawiłem jej na pierwsze potrzeby, zostały zgubione czy skradzione. Znajdowała się więc bez środków i bez schronienia, opuszczona z biedną małą córeczką.
Oficer marynarki przerwał.
Wzruszenie tamowało mu głos.
Powściągnął to wzruszenie i podchwycił po chwili:
— Dowiedziałem się, że wtedy, dzięki litości miłosiernej księdza, który ją zobaczył w kościele, gdzie się modliła, otrzymała przytułek w zakładzie dobroczynnym. Dano jej pracę, przy wyjściu z zakładu, najęto jej pokoik, mogła żyć, ale wegetowała, cierpiała, przeklinając zapewne tego, który, jak sądziła, bo nie mogła inaczej myśleć, porzucił ją nikczemnie.
Wyrzuty sumienia za błąd popełniony ciężyły jej zapewne bardzo. Chcąc zobaczyć się z matką i otrzymać od niej przebaczenie, postanowiła wrócić do Paryża...
Wtedy znów zacny kapłan dostarczył jej środków na odbycie podróży.
Gabryel Savanne znowu przerwał.
— Historya to wzruszaiąca, panie komendancie — rzekł Nestor Wiewiórka, udając, że podziela wzruszenie swego gościa. — I — dodał — na tem zapewne kończą się wskazówki, których może mi pan dostarczyć?..