powiedział sobie, że przez zaślubienie hrabiny de Nayle, mógłby wypłynąć na wierzch i zaczął też z zadziwiającym taktem nadskakiwać jej w sposób pełen szacunku.
Łotr zręczny był, a kołatał do serca, spragnionego uczucia.
Wdowie od lat siedmiu zaczęło to wdowieństwo ciężyć.
Pewnego dnia musiała przyznać sobie samej, że doświadczała dla Roberta Verniere uczucia w niczem niepodobnego do przywiązania, jakie miała dla nieboszczyka Henryka.
W trzydziestym trzecim roku życia kochała miłością po raz pierwszy.
Robert zbyt miał doświadczenia, ażeby pod tym względem zachować jakąkolwiek wątpliwość.
Nadzieje jego miały się ziścić.
Oświadczył się wreszcie Aurelii i został przyjęty.
Dwa pierwsze lata upłynęły spokojnie.
Robert, chcąc pozyskać pewną i trwałą władzę nad żoną, grał doskonale komedyę miłości.
Aurelia nie doświadczała żadnego rozczarowania i, wierząc w szczęście nieskończone, żyła jakby we śnie.
Trzeciego roku nastąpiło przebudzenie.
Robert, niezdolny panować dłużej nad sobą, zrzucił maskę.
To już mówi o wszystkiem.