Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/343

Ta strona została przepisana.

Następnie wzięła do ręki papier zwinięty i rozwinęła go w trzech czwartych, ale nie dokończyła tej roboty, uważając ją za zbyteczną, i rzuciła papier wraz z biletem na tacę, postawioną do biletów na stoliku.
Potem zeszła na dół.
W pałacu przy ulicy Fryderyka jadano śniadanie w południe, po wypiciu kawy lub czekolady zrana.
Robert, znużony, wstał późno i dopiero w kilka minut po dwunastej przyszedł do pokoju jadalnego, gdzie się znajdowała już Aurelia z synem, oczekując go.
Nędznik ukazał się z uśmiechem na ustach i spojrzeniem pieszczotliwem.
Młodzieniec zbliży! się ku niemu.
— Dzień dobry, drogi mój Filipie — rzekł doń ojczym, wyciągając rękę — nie spodziewałem się zastać cię tu za moim powrotem i jestem bardzo rad, że cię widzę...
Dodał, zwracając się do żony głosem, układnie miodowym:
— Ty jesteś tak dobrą i pobłażliwą, że mi wybaczysz, Aurelio, nieprawdaż, iż nie zaczekałem na twój powrót wczoraj wieczorem, ażeby ci oznajmić o mojem przybyciu, ale takem zziąbł w wagonie i znużonym się czułem podróżą.
— Dobrześ uczynił, i wcale nie potrzebujesz mej pobłażliwości — odpowiedziała poprostu Aurelia.
Filip de Nayle skończył lat ośmnaście.
Był to przystojny chłopiec, bardzo duży, jak na swój wiek, a po ojcu odziedziczył znaczną siłę fizyczną.
Wyglądał na lat dwadzieścia dwa.