Robert zmarszczył brwi.
Pytanie żony widocznie go zakłopotało.
— Nie widziałem s:ę z bratem — odpowiedział.
Aurelia spojrzała nań ze zdziwieniem.
— Więc nie pojechałeś do Paryża? — zapytała.
— Pojechałem.
— I cóż?
— Powtarzam ci, że się nie widziałem z Ryszardem.
— Niema go, czy co?
— Nie wiem.
— Jakto?
— Gdym jechał do Paryża, miałem wciąż ten sam zamiar, z jakim ci się zwierzyłem przed wyjazdem, ale gdym wysiadł z wagonu, nie czułem w sobie odwagi stanąć przed bratem, z którym się nie widziałem od tak dawna. Wstyd mi było wyznać mu, w jakim stanie poniżenia i zależności żyję przy żonie bogatej, nawet bardzo bogatej, której majątek powinienby mi nie pozwalać na wypraszanie sobie posady, jakby jakiej jałmużny. Pójść do Ryszarda i wynurzyć mu prośbę byłoby to wyjawić mu tajemnicę naszego pożycia domowego i tem samem zwiększyć wzgardę, jaką ma dla mnie. Brat zaś nie wie o niczem. Odpowiedziałby mi też z pewnością: Spółka z tobą zubożyłaby mnie, gdyż w tej spółce ja tylko daję wkład! Otóż ja mam córkę! Ja myślę o tej córce, jak żona twoja myśli o swym synu, i nie chcę w niczem zmniejszać jej majątku, dla poprawienia twego losu.
Aurelia odparła:
— Owszystkiem tem trzeba było pomyśleć przed wyjazdem...
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/349
Ta strona została przepisana.