Dnia tego po śniadaniu Filip, jakeśmy powiedzieli, poszedł złożyć kilka wizyt przyjaciółkom swej matki. Robert opuścił pałac, dla przechadzki po mieście. Aurelia zaś powróciła do swego mieszkania.
Bratobójca wróciwszy do domu o szóstej, zamknął się w swym gabinecie.
Filip wkrótce potem nadszedł do matki, ażeby opowiedzieć jej o swych wizytach.
Godzina obiadowa zebrała naszych troje osób w pokoju jadalnym.
Obiad był krótki i prawie milczący.
Robert wydawał się zamyślonym.
Pierwszy wstał od stołu, tłómacząc się zmęczeniem, i wrócił do siebie.
Za chwilę potem lokaj przyniósł pani Verniere kilka listów i dzienniki z Francyi.
Podczas gdy Aurelia przeglądała korespondencyę, Filip wziął dziennik, zerwał opaskę i rozłożył go.
Wzrok jego, błąkając się po rubrykach artykułów z pierwszej strony, zatrzymał się nagle na tych wyrazach:
Morderstwo, — Kradzież. — Pożar.
Artykuł był powtórzeniem noty, zakomunikowanej dziennikom przez prefekta policyi po południu 2 stycznia.
Młody hrabia de Nayle czytał skwapliwie artykuł, zatytułowany tak sensacyjnie.
Zaledwie przeczytał pierwsze wiersze, przerwał sobie i, zwracając się do pani Verniere, rzekł do niej bardzo niespokojny, bardzo wzruszony.