Ten, postanowiwszy wkrótce opuścić Berlin, wybierał właśnie papiery kompromitujące, których nie chciał z sobą wziąć, ani też tutaj pozostawić.
Jeden po drugim wrzucił wszystkie do ognia na kominku.
Dla palenia papierów Robert zamknął się przezornie.
Na odgłos pukania we drzwi, żywo podniósł głowę.
Kto o tej godzinie mógł do niego przychodzić.
Wstał z fotelu i podszedł ku drzwiom.
— Kto tam? — zapytał.
— Ja — odpowiedziała Aurelia
— Ty, droga przyjaciółko!.. co się stało?
— Racz mi otworzyć... Chcę pomówić z tobą...
— Bo chciałem się już położyć do łóżka...
— Położysz się później... Otwórz mi.
Niepokój ogarnął Roberta, którego sumienie spokojnem być nie mogło.
Wistocie musiało zajść coś nieprzewidzianego.
Wszelkie wahanie było niemożliwe.
Otworzył.
Weszła Aurelia.
Wydawała się bardzo spokojną, i spokój ten omylił Roberta.
— Zamknij drzwi — rzekła natychmiast, skoro przestąpiła próg i zasuń zasuwkę.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/364
Ta strona została przepisana.