Aurelia zatopiła wzrok w oczach męża.
Ani się zmarszczył.
— Wytłomacz mi — podchwyciła — jakim sposobem ten bilet do pierwszej klasy, pozostał w twem ręku.
Jednocześnie wyciągnęła z za gorsetu bilet kolei północnej i pokazała go Robertowi, a jemu powieki zadrgały, co było oznaką wielkiego niepokoju.
Bo, jak wytłomaczyć logicznie zachowanie przezeń biletu, wydanego w Paryża 1-go stycznia na pociąg, odchodzący o godzinie szóstej i, pół do Berlina, gdy on wcale nie użytkował, jak wiemy, z tego biletu?
Ale prędko obmyślił tłomaczenie.
— Przez nieuwagę — odparł — zapomniałem oddać bilet konduktorowi, który też zapomniał go odemnie zażądać.
— Niech i tak będzie — rzekła Aurelia oschle — to zresztą jest małej wagi.
— A! więc jest jeszcze co innego?
— Tak. Z Paryża, jak powiadasz, pojechałeś do Londynu?
— Tak, i wiesz już dlaczego.
— Przyjechałeś do Paryża 28 grudnia wieczorem, którego dnia odjechałeś do Londynu?
Tym razem pytanie owo mogło oczywiście zaniepokoić bardzo Roberta.
W jakim celu zapytywała go o to żona?
Czy podejrzewała kłamstwo?
W każdym razie, jeżeli go podejrzewała, nie mogła mieć żadnego dowodu.
To przeświadczenie uspokoiło bratobójcę.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/366
Ta strona została przepisana.