Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/368

Ta strona została przepisana.

— To wcale nie odpowiedź! — odrzekła pani Verniere, a gniew ją ogarniał coraz większy.
— Musisz się nią wszakże zadowolić.
— Ja się nią jednak nie zadowolę, bo celem tego kłamstwa było nie zmylenie mej ciekawości, lecz ukrycie przedemną prawdziwego zużytkowania twego czasu w Paryżu.
— Myśl, jak ci się tylko podoba...
Wobec tej zimnej krwi zagotowała się wszystka krew w Aureli.
— Zatem — rzekła syczącym głosem — obstajesz przy twierdzeniu, żeś wcale się nie widział z bratem?
— Obstaję przy tem, bo tak jest.
— Więc będziesz utrzymywał również, że nie wiesz, kto jest jego mordercą?
Od kilku sekund Robert spodziewał się prawie tego ataku.
Nie zapytywał już siebie, jakim sposobem żona mogła być powiadomioną, gdyż pomyślał o dziennikach francuskich, które niezawodnie przynosiły wieczorem wiadomości do Berlina.
Nastała dla nędznika chwila odegrania komedyi zdumienia i przerażenia.
Głuchy okrzyk wyrwał się z jego ust:
— Zamordowany!.. Ryszard!.. Mój brat!..
Wykrzyknął następnie głosem, jakby złamanym z najboleśniejszego wzruszenia:
— Czy to prawda?.. Czy to możebne?..
— Ja ci ją oznajmiam, skoro nie wiesz!.. Czytaj, czytaj!..