Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/381

Ta strona została skorygowana.

— Proszę cię, zdecyduj się — rzekła Aurelia, gdy głośno odczytał ten list.
— Jużem się zdecydował.
— Więc co?
— Jadę jutro zrana.
— Będę ci towarzyszyła.
— Bardzo mi przyjemnie, jeżeli tylko nie lękasz się zmęczenia...
— Jestem silną, a zresztą co znaczy zmęczenie, gdy chodzi o pocieszenie biednego dziecka, które zbrodnia uczyniła sierotą!
— Masz serce anielskie.
— Nie... mam tylko serce kobiety i matki.
— Czy pozostawisz Filipa w Berlinie?
— Wolę, ażeby jechał z nami... Nieprawdaż?
— I owszem.
— O której godzinie jedziemy?
Robert zajrzał do rozkładu jazdy.
— O jedenastej minut 53 zrana — odpowiedział — jutro mamy 4-go, będziemy w Paryżu 5-go o godzinie ósmej minut trzydzieści dziewięć zrana.
— Zapewne uprzedzisz telegraficznie pana Savanne o naszym przyjeździe?
— Tak.
— Gdzie staniemy?
— W hotelu Wielkim, w sąsiedztwie bulwaru Malesherbes.
— Zapewne potrzebujesz pieniędzy?
— Tego możesz być pewną.