Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/384

Ta strona została skorygowana.

go obszerne fałdy otaczały ciało, sprawiała mu niewysłowioną trwogę.
Uczynił wysiłek przeciw ogarniającemu go wzruszeniu i, odwróciwszy się od katafalku, osunął się na krzesło.
Wtedy jak stado ptaków nocnych, opadły go myśli ponure.
Czyż to budziły się w nim wyrzuty sumienia.
Nie, była to trwoga szalona z orszakiem widziadeł majaczących.
Wobec urzędników, którzy go badali, odegrał z niezamąconą pewnością siebie i z zupełnem powodzeniem, komedyę, pełną niebezpieczeństw.
Czuł się był silnym, lecz nazwisko Roberta Verniere, wyrzeczone przez sędziego śledczego, obudziło w nim niewysłowiony niepokój.
Czy Daniel Savanne telegrafował do Roberta, ażeby go zawiadomić o wypadkach, zaszłych w Saint-Ouen?
Czy wezwał go do Paryża?
Co uczyni Robert?
Czy będzie mógł odmówić temu wezwaniu, tak wielce natarczywemu?
A jeżeli odmowa wyda mu się niemożebną, jeżeli przyjedzie, to czy się nie zdradzi?
Czy będzie miał siłę, on przy naturze słabej, nie poddać się okolicznościom, czy nie zgubi wszystkiego, w chwili gdy powodzenie wydawało się zapewnionem?
I wtedy, zamiast majątku nastąpiłby upadek, aresztowanie, sąd przysięgłych, rusztowanie.