— Zaraz, panie pryncypale. Włożę tylko paltot na moją bluzę i pędzę do Saint-Denis na bicyklu.
— Dobrze, Grivot. Spraw się prędko.
W kilka chwil później znajdował się majster już w drodze.
Kiedy przejeżdżał obok hotelu matki Aubin, gdzie mieszkał i stołował się regularnie, właścicielka zakładu stała w bramie, doglądając służących.
Spostrzegła majstra
— Hej! panie Klaudyuszu! — zawołała.
Klaudyusz się zatrzymał.
— Cóż tam nowego, pani Aubin? — zapytał.
— Przyniesiono dla pana list, zaraz go panu dam.
Po chwili Klaudyusz podziękował za oddany mu list, rzucił okiem na pismo, znajdujące się na kopercie pocztowej z jego adresem, i wsunął korespondencję tę do kieszeni.
Poczem jeszcze prędzej pojechał na rowerze.
Na połowie drogi z Saint-Ouen do Saint-Denis, zatrzymał się, zsiadł, oparł swą maszynę o ścianę, wyjął z kieszeni list i rozpieczętował go drżącą ręką.
Widocznie pilno mu było poznać jego treść.
List, datowany z Berlina, był bardzo krótki.
„Jestem u schyłku sił... Topię się... Czas już ostatni, aby się schwytać za jakąś silną gałąź i uniknąć ostatecznego utonięcia.