tego nie zainteresował się szczególnie morderstwem tego przemysłowca.
Po wyświetlenia tych punktów, wracamy do naszego opowiadania.
Dnia 4-go stycznia od rana rozlepiono plakaty z ogłoszeniami o godzinie pogrzebu Ryszarda Verniere.
Do kaplicy żałobnej napływało wciąż wiele osób.
Składano wieńce.
Przy trumnie czuwano kolejno, ale Klaudyusz Grivot, nauczony doświadczeniem i wezwawszy na pomoc całą energię, już strzegł się snu.
— Wkrótce wszystko to skończy się dobrze — mówił do siebie — i zająć się będę mógł swymi interesami.
Nadszedł ranek 5 go stycznia.
Już o godzinie ósmej zrana Henryk Savanne udał się do hotelu Wielkiego.
Państwo Verniere jeszcze nie przyjechali, lecz zarządzający hotelem objaśnił go, że telegrafowali już o zatrzymanie dla nich mieszkania.
Henryk postanowił zaczekać.
Wkrótce na dziedziniec hotelowy zajechał powóz obszerny, z pakunkami na wierzchu.
Z powozu wysiadł mężczyzna z twarzą smutną i zmęczoną, mając na kapeluszu szeroką krepę a na ramieniu torbę podróżną, a za nim dama, a potem młodzieniec lat dziewiętnastu do dwudziestu.