Henryk już nie miał żadnej wątpliwości i kiedy podróżny, zapłaciwszy stangretowi, skierował się do hotelu, zaczepił go odrazo:
— Wszak z panem Robertem Verniere mam przyjemność? — zapytał, kłaniając się.
Robert, którego wszystko niepokoiło, i nie bez powodu, rzucił spojrzenie, prawie niespokojne na nieznajomego i odpowiedział:
— Tak, panie.
— Oczekiwałem pana — podchwycił — i to pana nie zadziwi wcale, gdy się pan dowie, że jestem synowcem pana Daniela Savanne, który do pana pisał.
Bratobójca odetchnął.
Podał rękę młodzieńcowi, który ją uścisnął.
— Dziękuję panu, żeś przybył na spotkanie nasze — rzekł — i wyrażę wdzięczność pańskiemu stryjowi. Ale bądź pan łaskaw objaśnić mnie jednem słowem... Pogrzeb mego biednego brata?..
— Odbędzie się dopiero dziś; opóźniono ceremonię, o ile było możebne, ażeby dać czas panu przyjechać... Wyprowadzenie zwłok nastąpi o godzinie drugiej punktualnie.
Aurelia z synem zbliżyli się do mówiących.
— Chwała Bogu! — rzekła pani Verniere, usłyszawszy Henryka — przyjechaliśmy na czas.
Synowiec Daniela skłonił się Aurelii i podchwycił:
— Mój stryj gorąco pragnie się z państwem zobaczyć przed godziną żałobnego obrzędu i polecił mi wyrazić w imieniu jego prośbę, aby państwo raczyli usiąść
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/391
Ta strona została przepisana.