Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/392

Ta strona została przepisana.

przy jego stole... Śniadanie będzie o jedenastej... Państwo będą mieli czas otworzyć swe walizy i przebrać się.
— Z ochotą przyjmuję tak uprzejme zaprosiny pana Savanne — pośpieszył odpowiedzieć Robert. — Pilno mi wynurzyć mu wdzięczność za jego postępowanie.
— Opuszczam więc państwa i pośpieszam uprzedzić stryja, że może na państwa liczyć.
Henryk się oddalił.
Robert, pozostawiwszy żonę i jej syna w ich numerach hotelowych, objął w posiadanie swój pokój, zamkną? do komody torbę, zawierającą paczki banknotów, skradzionych bratu, i przywdział ubiór grubej żałoby, mówiąc do siebie:
— Niepotrzebnie bałem się... Przyjęcie tak wyraźnie sympatyczne, jakiegośmy doznali, dowodzi oczywiście, że wszystko idzie dobrze. Naturalnie, podróż dziś po południu do Saint-Ouen będzie jedną z najmniej przyjemnych wypraw, ale dla sumy 850000 franków będę umiał w ciągu godziny lub dwóch nakazać milczenie nerwom i odegrać komedyę boleści. Mam najzupełniejszą pewność, że się nie zetknę z odźwierną Weroniką, umarłą lub konającą w szpitalu św. Ludwika. Dla mnie to punkt najgłówniejszy... Nikt, prócz niej, nie może mnie poznać, zatem niema się czego obawiać!
Podczas gdy Robert tak monologował, żona jego przygotowywała się i ubierała w suknię żałobną, przywiezioną z Berlina.
Filip, jakkolwiek nie łączył go żaden węzeł z nieboszczykiem, jednak również przywdział żałobę dla przyzwoitości.