Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/398

Ta strona została przepisana.

Opowiadanie, jakkolwiek zwięzłe, było bardzo długie.
Aurelia drżała ze zgrozy.
Robert chwilami nie mógł powstrzymać się od głuchych wykrzykników.
— I cóż pan powziął za wniosek? — zapytał sędziego, gdy skończył opowiadanie — z tych poszukiwań, tak zręcznie prowadzonych? Czy jakie przeświadczenie powstało już w umyśle pańskim? Czy jesteś pan już na śladzie zbrodniarzy?
— Muszę się przyznać — odparł smutnie urzędnik — nie jestem na żadnym śladzie... ja nie mogę ani nikogo wskazać, ani nawet podejrzcwać...


LVII.

— Nikogo! — powtórzył Robert z nowym dreszczem radości.
Sędzia śledczy ciągnę! dalej:
— Czy mamy do czynienia z ludźmi, którzy oddawna knuli zbrodnię, spełniając ją w chwili, kiedy wiedzieli, że kasa jest bardzo obfita, czy też znajdujemy się wobec fachowców, należących do bandy złoczyńców, grasujących teraz w Paryżu i w okolicy...
Co do mnie przechylić się gotów jestem na stronę ostatniego przypuszczenia.
Zresztą dość będzie aresztować jednego z członków bandy, ażeby pewnym być w tym przedmiocie, aresztowanie zaś to nieomieszka nastąpić, gdyż cała policya została wprawiona w ruch.