Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/400

Ta strona została przepisana.

Wielka brama, urządzona w parkanie fabryki zniknęła pod długiemi obiciami czarnemi z frendzlami srebrnemi.
Na tym kirze żałobnym widniały wielkie cyfry nieboszczyka:

R. V.

Tłum, zwarty, milczący, cisnął się na ulicy Hordoin.
Wszyscy obnażyli głowy z uszanowaniem, gdy członkowie rodziny wysiedli z powozów żałobnych.
W kaplicy pogrzebowej znajdowało się tylko dwóch ludzi, Klaudyusz Grivot i mańkut Magloire.
Razem przepędzili ostatnie godziny czuwania przy zwłokach Ryszarda Verniere.
Gdy Robert przechodził pod draperyami żałobnemi, które czyniły bramę fabryczną podobną do bramy grobowca, sądził przez sekundę lub dwie, że serca mu zabraknie i że sił mu nie starczy iść dalej.
Zrozumiał jednak, że taka słabość byłaby nie wytłomaczoną, a zatem niebezpieczną, i w tem przeświadczeniu cierpał siły.
Kierowany przez Daniela Savanne, przebył kilka stopni, prowadzących do pokoju na dole w pawilonie, przekształconym na kaplicę żałobną.
Przestąpił próg.
W tejże chwili Klaudyusz Grivot podniósł głowę i spojrzał na przychodzących.
Kiedy spostrzegł Roberta, idącego obok sędziego śledczego, wydało mu się, że jest igraszką snu, podobnego do tego, jaki miał nocy poprzedniej.