Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/419

Ta strona została przepisana.

Nie przypuszczał, ażeby były możebne! Wszystko się urządzi tak, że nawet cień podejrzenia nie dosięgnie go nigdy.
Duma biła mu do głowy.
— Ja także — rzekł do siebie — będę szanowany i poważany, jak był Ryszard, i nawet bardziej jeszcze, gdyż będę bogatszym! Ja także zawieszę na sobie wstążeczkę legii honorowej.
I nędznik dodał z cynicznym uśmiechem:
— Fortuna mężnym sprzyja!
A wyrzuty sumienia?
Nie miał żadnych. Zresztą czyż nie będzie pracował dla wzbogacenia córki brata? Wszystko więc było dobrze, ponieważ wszystko kończyło się dobrze.
Aurelia i syn jej weszli do jego pokoju.
— Dzień dobry, mój młody wspólniku, moje prawe ramię — rzekł wesoło, wyciągając rękę do Filipa.
I młodzieniec uścisnął rękę krwawą bratobójcy.
Była godzina dziesiąta.
— Chodźmy prędko — rzekła pani Verniere.
Pilno jej było mieć wiadomości o Alinie i oznajmić Danielowi Savanne o powziętem postanowieniu, jak również o zapewnieniu sowitego udziału biednemu dziecku, tak okrutnie dotkniętemu nieszczęściem.
Sędzia śledczy natychmiast przyjął swych gości i zwiastował im, że młoda dziewczyna, po nocy spokojnej, miała się dobrze, a nawet lepiej, niż możnaby się spodziewać.
— Czy będziemy się mogli widzieć z panną Aliną? — zapytał Filip niespokojny.