machinę, której naprawy żądano od pana Ryszarda Verniera.
Zdał sobie sprawę z robót, jakich należy dokonać, i z czasu na to potrzebnego: dwa dni całe przy pomocy trzech robotników.
Wiadomości te przywiózł z powrotem swemu pryncypałowi.
Fabrykę opuścił tego dnia około godziny siódmej wieczorem.
Miał jeszcze czas, aby się przebrać i znaleźć się w Paryżu na schadzce, jaką mu wyznaczył podróżny, który nadesłał ów list, datowany z Berlina.
O godzinie dziewiątej przybył na dworzec kolejowy.
Pociąg nadszedł niebawem; pasażerowie byli nie liczni.
Klaudyusz nie czekał długo na spodziewanego przybysza.
Jakiś podróżny z walizką w ręku, w kapeluszu, na( sadzonym na głowę, wszedł do sali stacyjnej.
Był to Robert, autor listu.
Od pierwszego rzutu oka poznał Klaudyusza Grivot, podszedł żywo ku niemu i, ścisnąwszy go za rękę, rzekł pocichu:
— Ani słowa tutaj... idź ze mną.
Obaj wyszli z dworca i skierowali się do restauracyi, położonej na rogu placu.
— Czyś jadł obiad? — spytał przybysza Klaudyusz.
— Nie — odpowiedział tenże.
— Tem lepiej.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/42
Ta strona została przepisana.