Tak samo jak zrana przystanki były częste i przydłuższe i datki napływały.
Noc już zapadała, a Magloire zaledwie skończył swą kolejkę w Clichy.
Trzeba było wracać do Saint-Ouen.
Mańkut dał znak do odwrotu, zagrawszy ulubioną piosenkę o Różach i Wiśniach.
— Zaśpiewaj, mój drogi przyjacielu — rzekła Marta — to takie ładne!..
W tej chwili znajdowali się przed sztachetami małego parku, po którym przechadzały się gromadki młodych mężczyzn i młodych kobiet.
Magloire na prośbę dziewuszki zaśpiewał pierwszą zwrotkę:
I nućcie piosenki już,
Na drzewach śpiewają ptaszęta,
Śpiew ten przy akompaniamencie katarynki sprawiał bardzo ładny i malowniczy efekt.
Spacerowicze zatrzymali się, przysłuchując, potem zbliżyli się do sztachetek i po ukończonym śpiewie deszcz monet srebrnych spadł dokoła grajków wędrownych.
Marta biegała na prawo i na lewo, ażeby je podnosić. Drobne jej rączki były pełne.
— A! jakie to zabawne! — wyszeptała uradowana.
Magloire podziękował i wraz z dzieckiem powrócił do Saint-Ouen...