Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/445

Ta strona została przepisana.

— Mam się nie lękać tego, co może nas zgubić?
— Niema nic podobnego...
— Sądzisz, że Weronika Sollier nie wyjdzie ze szpitala?
— Przeciwnie wiem, że wyjdzie.
— A więc wtedy?
— Nie zobaczy mnie nigdy...
— Jakto?
— Ślepa jest.
Klaudyusz wydał okrzyk.
— Ślepa! — powtórzył.
— Najzupełniej... dzięki tobie!. Kula rewolwerowa sprowadziła ślepotę.
— Tak, ale ta ślepota może być uleczalną...
— Przeciwnie, jest nieuleczalną.
— Co tego dowodzi?
— Tak twierdzą uczeni... O tem mi mówił mój najlepszy przyjaciel, sędzia śledczy, który nic a nic nie ukrywa przedemną. Widzisz zatem kolego, że nie mam się czego obawiać dawniejszej odźwiernej...
— Masz doprawdy szczęście!..
— Tak... Ale cicho, ktoś nadchodzi.
Wszedł garson, przynosząc ostrygi i wino, poczem wyszedł dla przyniesienia zamówionych potraw.
Grivot, nieco uspokojony, podchwycił:
— Ha! to już teraz wyjaśniony punkt bardzo ważny i jestem z tego rad niewymownie. A teraz daj mi jeszcze pewne objaśnienie. Wiem, że masz odbudować fabrykę w Saint-Ouen, że staniesz na czele nowego domu, i że, dzięki zaufaniu i sympatyi, jaką się cieszysz