Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/446

Ta strona została przepisana.

u wszystkich — bardzo zasłużenie — otrzymasz wspaniałe rezultaty!.. To rozumiem, ale chciałbym wiedzieć, jaki w tem wszystkiem zapewniasz mi udział?..
— Dlatego właśnie, ażeby ci wytłomaczyć, zaprosiłem cię tutaj na obiad.
— Bardzo grzecznie, ale zarazem i słusznie... Ja mam prawo żądania objaśnień, ponieważ za pieniędze, któreś zabrał i z których połowa do mnie należy, odbudowana będzie fabryka, tak, że ja będę jej współwłaścielem.
Robert rozśmiał się.
— Co do tego, mój stary kolego, to się grubo mylisz! — odparł.
Klaudyusz Grivot zbladł i zapytał głosem, już drżącym z gniewu:
— I ty to poważnie mówisz?
— Tak, najpoważniej.
— Może chcesz ze mnie zadrwić?
— Doprawdy, ty głupiejesz?.. — wyrzekł Robert, wzruszając ramionami. — Jabym miał drwić z ciebie!.. Wiesz, żem nawet o tem ani pomyślał!..
— To wytłomacz mi tę zagadkę.
— To bardzo proste.!. Jak możesz mnie uważać za tak głupiego, ażebym miał pakować się sam w paszczę wilka, a raczej w szpony sprawiedliwości, używając kapitałów, których bym nie mógł wskazać pochodzenia?.. Wszystkim wiadomo, że jestem zrujnowany, bez grosza, zmuszony żyć, na łasce żony. I jabym miał z własnych pieniędzy stawiać fabrykę, narazić się na pytania: A ty zkąd wziąłeś pieniędzy?.. Nie... nie... nie jestem tak na-