Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

— A ja ci powiadam, że jeszcze nie nadszedł czas, żeby ją zerwać.
— Zawsze wahający się, niezdecydowany!
— To nie brak stanowczości, ale wyrachowanie.
— Wyrachowanie, którego ani trochę nie pojmuję... Gdym otrzymał twój list, miałem cię za zdecydowanego aż nadto... a teraz widzę, że się bardziej niż kiedykolwiek wahasz... Na cóż ty liczysz?
Zamiast odpowiedzieć na to pytanie, Robert zagadnął:
— Dziesięć lat nie widziałem mego brata — rzekł — mówiłem ci, czem był dawniej... Jaki z niego człowiek teraz?
— Niestrudzony pracownik, obdarzony duchem wynalazczym, niepospolitym.. Serce ma doskonałe, ale szorstki, a często brutalny... baranek, przebrany za jeża...
— Więc zawsze ten sam... żadna w nim zmiana nie zaszła... Dużo ma przyjaciół?..
— Tych samych co i przed twoim wyjazdem.
— Więc zawsze przyjaźni się z rodziną Savanne?
— Tak, z Savannem, sędzią śledczym, jego córką, młodą Matyldą, która odwiedza fabrykę ze swym kuzynem Henrykiem, synem Gabryela Savanne, marynarza, to obecnie już lekarz, i powiadają, że będzie z niego pierwszorzędny okulista.
— A co się dzieje z Gabryelem Savanne, kapitanem okrętu, ojcem tego młodzieńca?
— Często słyszałem o nim, ale nie widziałem go nigdy. Zdaje się, od lat ośmiu pływa po Wschodzie.
— A jego żona?