— I cóż, udzieliłeś mu wiadomości? — zapytał żywo brat wielkiego przemysłowca z Saint-Ouen.
— Czy mnie bierzesz za głupca? — odparł Grivot. — Kiedy się posiada takie sekrety, to się je zachowuje przy sobie, a jeżeli zajdzie potrzeba pozbyć się ich, to się to robi na swój własny rachunek i nie za byle co...
Robert pytał dalej:
— Cóż O’Brien porabia w Paryżu?
— Alboż ty nie wiesz?
— Nic zgoła.
— To choćby domyślać się musisz. Czyni to w Paryżu, co czynił w Berlinie.
— Więc zajmuje się wciąż magnetyzmem, sonambulizmem, hypnotyzmem?
— Tak, i to bardziej jeszcze niż dawniej. To komedya, która przykrywa handel jego kontrabandy. Zresztą to mu niezłe daje dochody...
— Uważany jest za bardzo uczonego...
— Być może, ale zanadto zachował naturę swego pochodzenia... Instytut jego magnetyczny, jak nazywa swój sklepik, posiada dużą klientelę naiwnych... zarabia na tem pieniądze, bezwątpienia, ale mnie nikt nie wybije z głowy, że najbardziej się bogaci ze swych raportów, które wysyła często do biura specyalnego reprezentanta ambasady niemieckiej, lub biura głównego informacyjnego przy sztabie jeneralnym w Berlinie.
— O, ten O’Brien to nie byle kto!
— Zręczny z niego szarlatan! A ty czyś zachował z nim stosunki?
— Jak z dawnym znajomym.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/55
Ta strona została skorygowana.