Robert zadzwonił, zapłacił rachunek i łotrzyki opuścili restaurację.
Robert wsiadł do dorożki i kazał się zawieźć do Nowego Hotelu.
Grivot, zapaliwszy nowe cygaro, udał się pieszo do skromnego zajazdu matki Aubin w Saint-Ouen.
Gabryel Savanne, kapitan okrętu, jakkolwiek nieobecny był we Francyi od lat siedmiu, a więc przez tyle czasu rozłączony z rodziną, i jakkolwiek pragnął czemprędzej uściskać syna i brata, Gabryel Savanne — powiadamy — trzy dni już przebył w Paryżu, a jeszcze się nie pokazał w domu przy bulwarze Malesherbes, gdzie mieszkał sędzia śledczy, u którego spodziewał się niezawodnie zastać swego syna.
Przed pójściem dla ucałowania swoich, przed uklęknięciem z modlitwą o przebaczenie na grobie żony, zmarłej w roku 1885, w kilka miesięcy po jego wyjeździe do Tulonu, gdzie pozostawił nieszczęśliwą Germanę Sollier, blizką macierzyństwa, spełnić chciał inny obowiązek, usłuchać głosu sumienia, który dyktował mu, jak ma postępować.
Zaledwie wylądował, otrzymał nowy rozkaz odjazdu: miał udać się do eskadry, dla doręczenia koperty zapieczętowanej, której zawartość poznać miał dopiero na pełnem morzu.