Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

— Dziękuję panu z całego serca. Henryk będzie kiedyś bogaty, a to mnie uszczęśliwia, gdyż brat w swych listach oddawał mu wielkie pochwały.
— I zasługuje na nie — przerwał rejent. — Widziałem pańskiego syna kilka razy, bardzo miły młodzieniec pod każdym względem, i chyba się nie mylę, przepowiadając mu zaszczytną przyszłość w nauce.
— Byłbym wołał widzieć go marynarzem, jak ja, ale Danielowi pozostawiłem całą władzę nad pokierowaniem jego, a co uczynił, dobrze uczynił... pieniądze, które syn kiedyś otrzyma, jestem pewny, będą przezeń szlachetnie zużytkowane. Cyfra wspaniała majątku, który mi przypadł, czyni mnie szczęśliwym podwójnie, po pierwsze, że Henryk będzie mógł zająć w świecie, godne dlań stanowisko, powtóre, że majątek ten pozwoli mi spełnić dobry uczynek.
— Chcesz pan wyświadczyć przysługę jednemu z przyjaciół? — wtrącił rejent z uśmiechem.
— Tak — odparł Gabryel, nie chcąc, aby Robinet mógł się domyśleć prawdy. — Chodzi o umieszczenie funduszów w pewnem przedsiębiorstwie, którego właściciel jest moim przyjacielem... Uczciwy człowiek, ale dotknięty różnemi niezasłużonemi przeciwnościami... Mój wkład go ocali... Mogłem się był wahać, lecz się teraz nie waham... Spodziewałem się, że Henrykowi zostawię niecały milion... mogę więc bez szkody dla niego, rozporządzić czasowo pewną sumą, na którą nie liczyłem...
— Tem bardziej — odparł rejent — że dziura ta zostanie bardzo prędko zatkana... Jesteś pan silny i masz przed sobą długie dni...