Wzięła ten list, rozłożyła go i jej spojrzenie, drętwiejące już, szklane, spoczęło na wyrazach, które zawierał, a które rozróżniała teraz miejscami, jakby we mgle.
Był to list Gabryela.
Jedyny list, jaki miała od niego.
Było to wyznanie miłości, któremu biedne dziecko nie zdołało się oprzeć.
Były to przyrzeczenia, mamiące kochankę.
Jedyne wspomnienie materyalne, które jej pozostało po ojcu jej córki.
Wtedy przeszłość cała ukazała się znowu przed jej oczyma, blizkiemi zagaśnięcia.
Potem oczy jej, na chwilę przymknięte, otworzyły się znowu.
— Marto, moja droga — wyszeptała — to list od twojego ojca.
— Od mojego ojca? — powtórzyło dziecko, wstrząśnięte nagłym dreszczem.
Germana ciągnęła dalej, coraz wolniej.
— Zapewne nie poznasz go nigdy... To przez niego biedna moja matka musiała mi złorzeczyć, to przez niego stałam się córką niewdzięczną i bez serca... To przez niego umieram... Ale Bóg nakazuje nam przebaczać... Przebaczam twemu ojcu... Zapominam o wszystkiem złem, jakie mi wyrządził... Ty tak samo, jak ja, nie miej nienawiści dla tego, który powinien być przy tobie i opiekować się tobą.. Ty mu przebaczysz, że nie dał ci ani nazwiska, ani przywiązania, że cię samą pozostawił na święcie... Zapomnij, droga Marciu, i spal ten list.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/66
Ta strona została przepisana.