Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/67

Ta strona została przepisana.

— Mamo, jestem ci posłuszną — odpowiedziało dziecko, biorąc list, który jej Germana podawała — przebaczam i zapominam.
I, podniósłszy fajerkę na kominku, wrzuciła na żarzące się węgle papier, który się zaraz zapalił.
— Głowa Germany Sollier opadła na poduszki.
Przeciągłe westchnienie wydarło się z jej gardła. Twarz jej blada zsiniała.
— Mamo!.. mamusiu!.. — wykrzyknęła Marta przerażona.
Konająca wyjąkała te słowa urywane:
— Pani Aubin... prędko... niech przyjdzie... idź po nią...
Dziecko oszołomione wyszło z pokoju, pobiegło po schodach, wpadło do restauracyi, gdzie pani Aubin znajdowała się za bufetem i, chwytając ją za rękę, zawołała:
— Pani Aubin!.. moja dobra pani!.. niech pani idzie — zawołała z płaczem — Mamusia umiera.. prosi panią... prędko... prędko...
Poczciwa kobiecina krzyknęła głucho i, przejęta głębokim wzruszeniem, poszła z dzieckiem.
Wszedłszy do pokoju lokatorki, właścicielka zajazdu szybko podążyła do jej łóżka.
Germana usłyszała ją raczej, niż zobaczyła.
— Już się skończyło, matko Aubin — wyjąkała biedna kobieta głosem ledwie zrozumiałym — to się już skończyło... Dzięki z głębi serca za pani starania i dobroć, niech Bóg pani wynagrodzi... Pozostawiam pani moją biedną sierotę, bądź pani dla niej tem, czem byłaś dla mnie, bądź pani u doktora Bordet... Oto moja metry-