— O! w marynarce człowiek nie od siebie zależy, ja także coś o tem wiem, bo byłem w Tonkinie.
— Byłeś pan majtkiem? — zapytał Henryk Savanne.
— Służyłem w czwartym pułku piechoty marynarki. Ranny byłem i medal otrzymałem na wojnie.
Róża przerwała rozmowę.
— Czy pan już wybrał, co będzie jadł, panie Henryku? — zapytała.
— Tak, Różo... Dwa jajka na miękko, kotlet, plaster szynki i kawałek sera.
Posługująca udała się zamówić śniadanie.
Godzina jedenasta wybiła na zegarze, zawieszonym po nad kantorkiem.
Z ulicy doleciały odgłosy dzwonków, zwiastujących przerwę robót we wszystkich sąsiednich fabrykach.
W ciągu trzech minut restauracya matki Aubin napełniła się nowymi gośćmi. Mężczyźni, kobiety, w ubraniach robotniczych, okrytych pyłem, żądali posiłku.
Wrzawa, zgiełk, rozlegały się dokoła. Służące kręciły się tu i owdzie, otrzymując i spełniając zlecenia.
Wreszcie zapanował spokój, słychać było tylko głuchy odgłos szczęk ludzkich, szybko spożywających.
Jedni pili, gawędząc, inni czytając dzienniki.
Wtem wszedł już po innnych jakiś mężczyzna, trzymając chustkę przy oczach i klnąc straszliwie.
— A panu co się zrobiło, panie Vide-Grouset? — napytała go Marya — pan zawsze pierwszy a teraz przychodzisz ostatni?
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/73
Ta strona została skorygowana.