Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

Operowany kazał sobie podać jedzenia, ale dużo, bo, jak twierdził, widocznie opiłki w oku dają większy apetyt.
Śmiano się z jego konceptu.
Tymczasem Klaudyusz Grivot wyszedł z gabinetu, gdzie razem z nim jedli śniadanie i inni majstrowie i rysownicy z fabryki Verniera.
Ukłonił się Henrykowi Savanne, którego miał sposobność kilka razy widzieć u swego pryncypała i opuścił zakład, ażeby dosiąść roweru i udać się do Saint-Denis.
Przedłużająca się nieobecność matki Aubin, która zwykle o tej porze nie opuszczała bufetu, wydała się dziwną wielce stołownikom.
Jakaś kobieta, ciekawsza od innych, zapytała:
— A gdzie to, Maryo, wasza pani?.. Czy chora?
— Bogu dzięki, nie — odrzekła. — Pani jest teraz przy jednej z naszych lokatorek, pani Germanie.
— Germanie, z naszej fabryki?
— Tak.
— Czy ma się gorzej?.. Czy bardziej cierpi?
— Może już nie cierpi w tej chwili, bo może już umarła.
Ten wyraz: Umarła, najstraszniejszy, najbardziej przerażający ze wszystkich istniejących, przejął nawskroś dreszczem tych, co słuchali.
— Umarła! — powtórzyła pytająca — co za nieszczęście! A! biedna kobieta! Dzielna z niej była matka, zabijała się pracą, ażeby wyżywić swe dziecko.
— Małą dziewczynkę lat siedmiu czy ośmiu — podchwyciła inna robotnica.