Ukłoniła się jednemu i podała rękę drugiemu.
Czcigodna odźwierna poważała bardzo kataryniarza; lochała go nawet, wiedząc, jak ma dobre serce.
∗
∗ ∗ |
Nikt w Saint-Ouen nie ośmieliłby się wątpić o litościwem usposobieniu matki Aubin.
Nigdy ona nie odmówiła kredytu robotnikom, będącym w kłopotach. Tylokrotnie zawodziła się na nich, traciła pieniądze u swych klientów, mało delikatnych, co nie przeszkodziło jej postępować tak samo, gdy się zdarzyła sposobność.
— Lepiej być oszukanym, niż bez litości — mawiała chętnie.
Zresztą nie zubożyło jej to, a czuła się bardzo szczęśliwą.
Jej handel kwitł, a wdowa bezdzietna nie miała dla kogo zbierać.
Czule kochała swego męża, dzielnego i zacnego robotnika, i ubóstwiała syna jedynaka, ładnego chłopca, który zmarł w szesnastym roku życia.
Od wczesnej młodości pracowała ciężko, poznała walkę o byt, rozczarowanie, boleść, wiedziała też ta zacna kobieta, jak często życie staje się trudnem i połnem cierpień dla pracujących.
Pokochała bardzo Germanę, która, jak ona, pracowała do upadłego, jak ona niegdyś walczyła z losem, a mimo to nie mogła sobie dać rady. Lubiła Martę, przez pamięć na dziecko swe nieodżałowane, które straciła.