Kiedy więc ujrzała biedną Germanę, gasnącą w jej ramionach i pod pocałunkami Marty, jęk wydobył się z jej piersi, łzy popłynęły, a serce jej ścisnęło się boleśnie.
Ta istota tak jeszcze młoda, umierająca w osamotnieniu, bez matki przy niej, któraby udzieliła jej ostatnich starań otrzymałaby jej ostatnie tchnienie, bez męża, któryby jej zamknął powieki; ta sierota, pozostająca sama na świecie, wszystko to ją wzruszyło aż do głębi wnętrzności.
— Ja będę jej matką — rzekła do siebie, całując Martę — i uczynię dla niej, co uczyniłaby jej matka.
Sama ubrała nieboszczkę, w ostatnie pośmiertne ubranie.
Sama poszukała w swej szafiie najładniejszej bielizny dla umarłej.
Sama przyniosła wody święconej, postawiła krzyż w głowie, pozapalała świece na małym stoliczku przy łóżku i spuściła roletę.
Była to dla nieboszczki kaplica żałobna.
Ponura ta praca zajęła sporo czasu.
Matka Aubin nie myślała już nic o restauracji swej, ani o godzinie śniadania dla robotników.
Przy trupie Germany Sollier zapomniała o wszystkiem, myśląc tylko o nieboszczce i o jej córce.
Marta płakała ciągle, trzęsła się nerwowo.
Matka Aubin ujęła ją za rękę i głosem cichym, jakby się obawiała obudzić biedaczkę, która już zasnęła na wieki, rzekła do niej:
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/80
Ta strona została przepisana.