Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/83

Ta strona została przepisana.

ła przytomność, ale zanim upadła zdołała ją matka Aubin pochwycić.
Zacna kobieta usiadła i ułożyła na kolanach nieruchome dziecko, ażeby je ratować.
— Ona tyle cierpi!.. Ona tak się napłakała, biedna pieszczoszka! — rzekła — a taka delikatna, taka wrażliwa... tego zemdlenia można się było spodziewać.
— A! biedna mała — szepnęła pani Weronika — o niej można powiedzieć, że poznała zmartwienie wcześnie.
Mańkut Magloire, który od przyjścia Marty i matki Aubin jakby się zadumał głęboko, podniósł nagle głowę i wstał.
— Moi przyjaciele — wyrzekł głosem, ze wzruszenia mniej pewnym niż zwykle — czy chcecie mnie posłuchać jednę sekundę?
Oczy wszystkich zwróciły się ku dawnemu żołnierzowi marynarki.
— Mów... mów... słuchamy — odpowiedziano.
— Chodzi tu o matkę tego biednego maleństwa — zaczął kataryniarz, wskazując na Martę zemdloną. — Ona pracowała jak my wszyscy, godna istota, życie miała pełne zawodów, nędzy i cierpienia... Odwagi jej nie brakło, tylko siły i padła pod brzemieniem zbyt ciężkiem!.. Należała ona do naszej rodziny, tej wielkiej rodziny ludu, zdolnego do wszelkich poświęceń... Są tu ojcowie i matki, którzy mnie zrozumieją! Pośród ludzi z sercem, którzy mnie słuchają, ani jeden nie odmówi przyłożenia się do dzieła solidarności szlachetnej... Koledzy, chodzi tu o spełnienie dobrego uczynku...
Mańkut przerwał sobie.