Zabrał głos wysoki starzec, którego nazywano ojcem Szymonem.
— Powiedz nam, co myślisz, Magloire — wyrzekł tonem poważnym — każdy cię tutaj zna, wiemy, że gdy dasz radę, to będzie dobrą i za nią pójdą...
— Tak... tak... usłucha się twej rady — poparli stołownicy matki Aubin.
Magloire podchwycił:
— Otóż biedna kobieta umarła, młoda jeszcze, ofiara życia, pozostawiając córeczkę, samą na świecie i bez środków... Wiemy wszyscy, co zacna pani Aubin uczyniła dla umierającej, i to z dobrocią, której nic nie osłabia, nic nie wyczerpuje, ale ona przecie nie może wszystkiego uczynić... a zresztą ona nie sprzeciwi się, ażebyśmy się przyłączyli do jej miłosierdzia. My, jak i ona, nie zechcemy, ażeby nieboszczka pochowaną została we wspólnym dole, bez odróżnienia, pomieszana z innymi trupami, ażeby uległa tej zniewadze pośmiertnej... My, jak i ona, chcielibyśmy, ażeby mała sierota mogła rozpoznać skromną mogiłę, gdzie matka jej spać będzie na zawsze.. Koledzy, połączmy się dla zabezpieczenia Germanie mogiły, mogiły, na której postawimy krzyż, pod którym Marta płakać będzie i modlić się, mówiąc: Ubodzy nie opuszczają ubogich!..
Słuchając Magloira mówięcegć, kobiety płakały. Mężczyźni przytakiwali kiwaniem głowy i już kładli ręce do kieszeni, ażeby wyciągnąć swoje grosze, o które kataryniarz prosił w sposób tak wzruszający.
— Niech każdy da, co zechce, co może... będę kwestował...
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/84
Ta strona została przepisana.