I sam, włożywszy dwie monety po pięć franków do czapki, zaczął chodzić wśród stołów.
Henryk Savanne, głęboko wzruszony, dał dwadzieścia franków.
Pani Aubin takąż sumę.
Matka Weronika dziesięć franków.
Służące wypróżniły swe kieszenie.
Wszystkich ręce wyciągały się ku czapce, śpiesząc z oddaniem swej ofiary.
Jeden tylko człowiek nic nie dał i zmieszany spuścił głowę.
Był to Vide-Grouset, mechanik, któremu tak prędko ulżył Henryk Savanne przed kilku chwilami.
Magloire zatrzymał się przed nim.
— I cóż, kolego — rzekł doń — czyżbyś ty jeden mnie nie zrozumiał, czy też sądzisz, że ja źle robię?
— Nazywam się Vide-Grouset — Pusty Worek — odparł robotnik z widocznem zakłopotaniem, uderzając się po kieszeni kamizelki, w której nic nie zabrzękło — i dobrze się nazywam. Mój worek zawsze pusty, w nim niema ani gronia...
— To jeszcze nie racya.
— Jakto? — Ile chcesz dać?.. Ja ci pożyczę... a ty mi oddasz później..
— Nie... nie... nie chcę pożyczki — odrzekł żywo robotnik — to przyniosłoby mi nieszczęście... a zresztą wszędzie już jestem dłużny... może nie byłbym w stanie ci zwrócić..
— Wszystko się może, gdy kto chce.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/85
Ta strona została przepisana.