Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/90

Ta strona została przepisana.

— Mamo... mamo... — odezwała się z pewnem oszołomieniem.
Usłyszawszy ten głos zbolały, Weronika drgnęła i przytuliła do siebie Martę.
— Biedna moja kochanko — rzekła — nie wołaj mamusi... wiesz dobrze, że ona nie może ci odpowiedzieć...
— Wiem... wiem dobrze — wyjąkało dziecko z płaczem. — Wiem dobrze, że mnie nie usłyszy, moja mamusia, że mi nie odpowie już nigdy... Wiem, że umarła...
Nagle z uniesieniem serdecznem, ze wzruszeniem głębokiem, Weronika zapytała:
— A czy chcesz, ażebym twoją mamą została — ja?..


XIV.

Marta podniosła duże wilgotne oczy niebieskie na odźwierną fabryczną.
Po raz pierwszy widziała Weronikę.
— Pani moją mamą?.. — wyjąkała.
— Tak, moje drogie maleństwo... Ty nie możesz zostawać sama... i jeżeli chcesz, zabiorę cię z sobą?.. Kochać cię będę z całego serca... Wychowam cię... będziesz przy mnie rosła, a ja czuwać będę nad tobą, jak dobra matka.
Głos starej kobiety wywierał na dziecko to samo wrażenie dziwne, jak poprzednio jej matki.
— Ale ja pani nie znam — wyszeptała.
— Poznasz mnie i pokochasz — odpowiedziała Weronika.